Czytałam dzisiaj wiersz o mądrych ścieżkach, pisanych przez wieki, jasnych i pewnych. Ma szczęście wędrowiec, mogący im zawierzyć. Od kiedy poczuje je pod stopami, stąpa ufnie, lekko. Zaczyna zauważać, że kiedy tak sunie wprawnie, pod błękitnym niebem, sam staje się piórem, maczanym w niebieskim atramencie.
Tutaj drogi są jak cierniste labirynty, pogrążone w majakach, zdeformowane od sprzecznych kodeksów, drogowskazów. Wciąż suną nad nimi powietrzne prądy, niosące prochy znad krematoriów. Rozdeptują je czarne ludy, rozjeżdżają czarne wołgi. Zły mróz rozsypuje tu tysiące lusterek z tysiącami lat nieszczęść pod kruchą powierzchnią. Baby z pustymi wiadrami i koty w czarnej sierści, roznoszą nieskończoną ilość pechów. Pędzisz tędy jak wystrzelony, na oślep, jak piłka do palanta. Możesz tylko, wzorem jeży, zakryć miękkie podbrzusze i liczyć na to, że w końcu trafisz do właściwego dołka.
wtorek, 30 stycznia 2018
poniedziałek, 29 stycznia 2018
Stacja
To tylko poczekalnia, lecz tak doświadczona, że potrafi wprowadzić w letarg nawet cierpiących na chroniczną bezsenność. Kie Licha zachodzą tu o zmroku, niewidzialni w obojętnym blasku gwiazd. Liżą rany i planują następne niecne czyny. Pochyleni nad kartami tarota wymieniają uwagi na temat wszystkich przyszłych win, nawet tych najsłabszych. Nie pakują manatków, nie wybierają się w podróż dookoła świata. Stacja bierze ich w niewolę i nie dopuszcza nawet myśli o amnestii. Widzę, jak zatacza kręgi, zachodzi od tyłu, zostawia odciski palców. Chwyta za serce, za gardło.
czwartek, 25 stycznia 2018
Zimny błękit
Nie zwiodą mnie lustra, mróz nie wyprowadzi w pole. Na nic by się zdały tabliczki z trupią czaszką i napisem : "Niebobrom wstęp niedozwolony". Dzisiaj jestem bezwzględna, jestem wywiadowcą, już się prześlizguję pod podczepionym do miny drutem i zakradam - prawie bezszelestnie. Wkoło barykady, fosy, doły. Coś się kotłuje, coś się przeprawia tuż pod powierzchnią. Wiosło bije gniewnie o nieprzejrzystą taflę. Większość walczących tu o przetrwanie stworzeń jest drapieżcami, a wszystkie zwierzyną. Wyczuwam grawitację jądra tego frontu - wolę pozostać na dalekich peryferiach.
Tymczasem przymrozek droczy się z drzewami, przyprawiając im kolce, dzisiaj blue.
Tymczasem przymrozek droczy się z drzewami, przyprawiając im kolce, dzisiaj blue.
środa, 24 stycznia 2018
Mrok
Nigdy nie wiesz o tym, że właśnie ruszasz na spotkanie z mrokiem. Z całą naiwnością dziecka niesiesz do karmnika garść ziarna dla ptaków i nie domyślasz się, że błysk światła, który cię oślepił, to nie słońce, lecz reflektor, który właśnie wyłuskał cię z tłumu. Że ktoś, skryty pod kapturem, już pchnął tylne drzwi, już przeobraża radosną scenę w mroczny ring, gdzie stajesz oko w oko z odrażającą nagą prawdą. To trwa kilka chwil - serce zwalnia i cichnie, jastrząb odfruwa i mrok przepływa przez ciebie w ogóle nie dotykając.
wtorek, 23 stycznia 2018
Dobroć
Pan
Czesio dygotał - był w najwyższym stopniu spragniony. Od rana szukał w świecie bytu,
który byłby zdolny to pragnienie zaspokoić, lecz porzucony kosz
bez złotówki nie mógł tego uczynić. Pod supermarketem ustawiła się kolejka
dobrych ludzi, ale kosze z monetami były nieżyczliwe, złośliwe, okazywały
nienawiść i pogardę. Przechodziły pospiesznie z rąk czystych do rąk tłustych,
drwiąc z jego uszkodzonych, bezpalcych.
Jednak dobry Bóg zaspokaja najgłębsze pragnienia. Jeżeli nawet nie było tu dla Niego miejsca, w godzinie szczytu, pod zatłoczoną wiatą - przysłał swoją chudą asystentkę: Miłość. I oto chłopak, siedzący na schodku, porzucił ledwie napoczętą butelkę piwa i pobiegł w stronę dziewczyny przechodzącej przez parking.
Czesio był tym, który doświadczył cudu. Ukląkł, wziął butelkę w bezpalce ramiona i nabożnie podniósł do ust. Zdążył wypić łyk lub dwa. Wtedy ktoś się potknął, popchnął i butelka upadła. Płyn wsiąkł w wycieraczkę i było po cudzie, ale pan Czesio nie wstawał z kolan i nie odwracał oczu od plamy. - Tyle dobroci - powtarzał. Tyle dobroci.
Jednak dobry Bóg zaspokaja najgłębsze pragnienia. Jeżeli nawet nie było tu dla Niego miejsca, w godzinie szczytu, pod zatłoczoną wiatą - przysłał swoją chudą asystentkę: Miłość. I oto chłopak, siedzący na schodku, porzucił ledwie napoczętą butelkę piwa i pobiegł w stronę dziewczyny przechodzącej przez parking.
Czesio był tym, który doświadczył cudu. Ukląkł, wziął butelkę w bezpalce ramiona i nabożnie podniósł do ust. Zdążył wypić łyk lub dwa. Wtedy ktoś się potknął, popchnął i butelka upadła. Płyn wsiąkł w wycieraczkę i było po cudzie, ale pan Czesio nie wstawał z kolan i nie odwracał oczu od plamy. - Tyle dobroci - powtarzał. Tyle dobroci.
poniedziałek, 22 stycznia 2018
Falowanie i spadanie
Żadna historia nie biegnie po linii prostej. Każda jest jak fala -
deformuje ją przeznaczenie, ugina czas. Myśląc o miejscach, gdzie mógłbyś być, czujesz się szczęśliwszy niż kiedy tam akurat jesteś. Chciałbyś nie przespać żadnego wschodu i zachodu
słońca, w przypływie desperacji wygłodzonego ducha byłbyś gotów ogolić głowę, zawinąć się w szafranowe szaty i
grać na tamburynie na bazarze w Bugaju. Potem się budzisz koło południa, z głową w piasku i pieczołowicie zakrytym tyłkiem i myślisz
tylko o tym, czy masz przy sobie suche zapałki, scyzoryk i komórkę.
niedziela, 21 stycznia 2018
Afera na imprezie u selera
Marchewka do marchewki:
To zimny drań i prosię!
Daj łyka dla rozgrzewki.
Ten Bałwan ma mnie w nosie!
To zimny drań i prosię!
Daj łyka dla rozgrzewki.
Ten Bałwan ma mnie w nosie!
piątek, 19 stycznia 2018
Ssaki we włosach
Ty łazęgo, ty powsinogo - obsypuje mnie inwektywami rozczochrana wierzba i dla pewności dorzuca kilka garści próchna spod konara. Nie masz tu czego szukać, nietoperzy nie ma w domu, nietoperze już śpią. Już ja wiem o tych wszystkich pomówieniach, o tych twoich wymysłach, rokitach, okowitach. A sama to żeś się nie napiła? Mazowszanki, akurat! Potem żeś kołysała biodrami i głosiła Poniedzielskiego. A twój tatuś też nie był lepszy, niby po bożemu narwał bazi, ale nie poszedł poświęcić do kościoła, tylko postawił palemkę w oknie i jeszcze narzekał na księdza, że niby to ksiądz żałuje święconej wody, więc czy tu czy tam tak samo nie doleci. A możesz sobie powiesić i sto budek, dopasowanych rozmiarem do wszystkich nocków świata, możesz je nakierować na jakieś Mekki czy nawet najświętsze Jerozolimy, a prędzej sama zostanę dzwonnicą niż dopuszczę, że ci się zalęgnie jakiś nietoperz.
Dla równowagi namalowałam sobie gacka na ścianie, zgodnie z malarskim szablonem i profesjonalną instrukcją. Od dziś będę uważać na rozwiane kudły.
Dla równowagi namalowałam sobie gacka na ścianie, zgodnie z malarskim szablonem i profesjonalną instrukcją. Od dziś będę uważać na rozwiane kudły.
czwartek, 18 stycznia 2018
Drugi świat
Nigdy nie spotkałam tego czarnego bunkra z pancernymi drzwiami otwieranymi tylko od środka, który zabiera domy do drugiego świata. Wszystko się dzieje niepostrzeżenie, jednego dnia się zakradam, zaglądam, pstrykam, a kiedy wkrótce wracam - pusto, zaorane, zagrabione, ani śladu.
Przypuszczam, że w drugim świecie najlepiej mają się chatynki, które już dość się nacierpiały, dość naprosiły skrzypiącymi głosami o zbawienie od korników, przeciągów i wszelkiego zagrzybienia. W drugim świecie mają widoki niczym apartamentowce. Kiedy chcą, puszczają sobie dymki z komina, a przydrożne kapliczki podają im cappuccino w obtłuczonych kubkach z napisem świeża woda zdrowia doda. Żywią się samymi jaśminami i bzami, a i tak nigdy nie umierają z głodu jak trzeci świat.
Przypuszczam, że w drugim świecie najlepiej mają się chatynki, które już dość się nacierpiały, dość naprosiły skrzypiącymi głosami o zbawienie od korników, przeciągów i wszelkiego zagrzybienia. W drugim świecie mają widoki niczym apartamentowce. Kiedy chcą, puszczają sobie dymki z komina, a przydrożne kapliczki podają im cappuccino w obtłuczonych kubkach z napisem świeża woda zdrowia doda. Żywią się samymi jaśminami i bzami, a i tak nigdy nie umierają z głodu jak trzeci świat.
środa, 17 stycznia 2018
Śnieg zimny szpieg
Są takie wieczory, kiedy przypadkiem naciskasz nieużywany przycisk w pilocie i w okamgnieniu lądujesz w samym środku jakiejś obleśnej jednoaktówki. Z nieba leją się pomyje, wszędzie kałuże, z których wypełzają pieprzone ludziki z pieprzonymi pistoletami, to napad, więc układasz się posłusznie na beżowej terakocie, a potem się budzisz i zauważasz, że akurat jest zima. Na ulicy nie ma cudzego dżipa, do którego chciałaś wskoczyć i uciec z piskiem opon, nie ma nawet ulicy, więc zakładasz kalosze i brniesz pod wiatr, kryjąc twarz przed śniegiem zimnym szpiegiem.
wtorek, 16 stycznia 2018
KARTKA Z PODRÓŻY
pociąg ze stacji do stacji przybędzie
wiem że czekasz
uwierz że to wprawia w letarg
zimny peron
światełka
zgrzyt tysięcy trybów
kierownik pociągu włączył
ogrzewanie
przyjadę ale z pewnym opóźnieniem
przecież muszę jeszcze objechać pół świata
zjeść cały ten
chleb
dopić setki
przyjadę
podejdę do ciebie w skrytości na palcach
dłońmi zasłonię oczy
powiem
widzisz jestem
Można rozpuścić włosy i pobiec w inny kadr, za słońcem wesołym zającem. Można przyspieszyć, kołysząc biodrami, jak wypasiona gwiazda
z widmem przesuniętym ku czerwieni.
poniedziałek, 15 stycznia 2018
Loty papiloty
Moje okno ma pospolity gust. Otwiera się na najbardziej tandetne
rozrywki. Obserwuje połykanie kul ognia, produkcję różowej waty, czasami gra w bilard kroplami bóg wie czego, łasi się się do kosmyków pierwszej lepszej mgły.
Dzisiaj otwarło się tuż po imprezie, kiedy to skacowane, sine niebo
otrzepywało się z resztek białego konfetti.
Kilka płatków spadło mi na głowę. Osiadły na pajęczynie.
Kilka płatków spadło mi na głowę. Osiadły na pajęczynie.
piątek, 12 stycznia 2018
Ceremonia smutku
Można oddawać się, albo wpatrywać w niebieskie światełka. Kierować się w stronę świerków gubiących igły, kwiatów tracących świeżość pośród wstążek i wyrazów. Zastygać w czarnym uniformie.
Próbowałam się zabezpieczyć, zakutać, opatulić - nieskutecznie. Przemarzłam przez kilka warstw.
Próbowałam się zabezpieczyć, zakutać, opatulić - nieskutecznie. Przemarzłam przez kilka warstw.
środa, 10 stycznia 2018
Żółty dach
Ślad dymu z komina, wąskie smugi światła. To znaczy, że przyjechała ta, która używa okiennic. Może na stałe? Ciekawość nietrudna do zaspokojenia. Można pójść i zapytać, wypić kawę. Ale nie dzisiaj. Jest za zimno, za późno i w ogóle nie w porę. Dobry czas na ostatnią kawę przy klawiaturze. Jest gorąca. Nie podchodź za blisko.
wtorek, 9 stycznia 2018
Deus deus kosmateus
Dziupla jest pusta. Jeszcze niedawno mieszkał tu czarny lud. Czasami urządzał istną zawieruchę, wypijał flaszkę skwaśniałej deszczówki, nakręcał pozytywkę z kocią muzyką i wybijał rytm, aż leciało próchno. Niekiedy, ciemną nocą, wyciągał z worka słoik przerażonych świetlików. Knuł potem nad starymi mapami, obgryzając w skupieniu brudny pazur. Pewnego dnia zniknął, ot tak, ciach luda w piach. Zapomniał spakować przenikliwe sny.
Gacie na wacie
Radio, kot, białe drzewa. Słucham muzyki. To dość miłe. Nie mogę za głośno - kot nie lubi. Ja też nie za bardzo. Najlepsza jest cisza. Zawsze najlepsze jest to, co nie istnieje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)