wtorek, 30 stycznia 2018

Ballada o drogach

Czytałam dzisiaj wiersz o mądrych ścieżkach, pisanych przez wieki, jasnych i pewnych. Ma szczęście wędrowiec, mogący im zawierzyć. Od kiedy poczuje je pod stopami, stąpa ufnie, lekko. Zaczyna zauważać, że kiedy tak sunie wprawnie, pod błękitnym niebem, sam staje się piórem, maczanym w niebieskim atramencie.
Tutaj drogi są jak cierniste labirynty, pogrążone w majakach, zdeformowane od sprzecznych kodeksów, drogowskazów. Wciąż suną nad nimi powietrzne prądy, niosące prochy znad krematoriów. Rozdeptują je czarne ludy, rozjeżdżają czarne wołgi. Zły mróz rozsypuje tu tysiące lusterek z tysiącami lat nieszczęść pod kruchą powierzchnią. Baby z pustymi wiadrami i koty w czarnej sierści, roznoszą nieskończoną ilość pechów. Pędzisz tędy jak wystrzelony, na oślep, jak piłka do palanta. Możesz tylko, wzorem jeży, zakryć miękkie podbrzusze i liczyć na to, że w końcu trafisz do właściwego dołka.


poniedziałek, 29 stycznia 2018

Stacja

To tylko poczekalnia, lecz tak doświadczona, że potrafi wprowadzić w letarg nawet cierpiących na chroniczną bezsenność. Kie Licha zachodzą tu o zmroku, niewidzialni w obojętnym blasku gwiazd. Liżą rany i planują następne niecne czyny. Pochyleni nad kartami tarota wymieniają uwagi na temat wszystkich przyszłych win, nawet tych najsłabszych. Nie pakują manatków, nie wybierają się w podróż dookoła świata. Stacja bierze ich w niewolę i nie dopuszcza nawet myśli o amnestii. Widzę, jak zatacza kręgi, zachodzi od tyłu, zostawia odciski palców. Chwyta za serce, za gardło.

czwartek, 25 stycznia 2018

Zimny błękit

Nie zwiodą mnie lustra, mróz nie wyprowadzi w pole. Na nic by się zdały tabliczki z trupią czaszką i napisem : "Niebobrom wstęp niedozwolony". Dzisiaj jestem bezwzględna, jestem wywiadowcą, już się prześlizguję pod podczepionym do miny drutem i zakradam - prawie bezszelestnie. Wkoło barykady, fosy, doły. Coś się kotłuje, coś się przeprawia tuż pod powierzchnią. Wiosło bije gniewnie o nieprzejrzystą taflę. Większość walczących tu o przetrwanie stworzeń jest drapieżcami, a wszystkie zwierzyną. Wyczuwam grawitację jądra tego frontu - wolę pozostać na dalekich peryferiach.
Tymczasem przymrozek droczy się z drzewami, przyprawiając im kolce, dzisiaj blue.

środa, 24 stycznia 2018

Mrok

Nigdy nie wiesz o tym, że właśnie ruszasz na spotkanie z mrokiem. Z całą naiwnością dziecka niesiesz do karmnika garść ziarna dla ptaków i nie domyślasz się, że błysk światła, który cię oślepił, to nie słońce, lecz reflektor, który właśnie wyłuskał cię z tłumu. Że ktoś, skryty pod kapturem, już pchnął tylne drzwi, już przeobraża radosną scenę w mroczny ring, gdzie stajesz oko w oko z odrażającą nagą prawdą. To trwa kilka chwil - serce zwalnia i cichnie, jastrząb odfruwa i mrok przepływa przez ciebie w ogóle nie dotykając.


wtorek, 23 stycznia 2018

Dobroć

Pan Czesio dygotał - był w najwyższym stopniu spragniony. Od rana szukał w świecie bytu, który byłby zdolny to pragnienie zaspokoić, lecz porzucony kosz bez złotówki nie mógł tego uczynić. Pod supermarketem ustawiła się kolejka dobrych ludzi, ale kosze z monetami były nieżyczliwe, złośliwe, okazywały nienawiść i pogardę. Przechodziły pospiesznie z rąk czystych do rąk tłustych, drwiąc z jego uszkodzonych, bezpalcych.

Jednak dobry Bóg zaspokaja najgłębsze pragnienia. Jeżeli nawet nie było tu dla Niego miejsca, w godzinie szczytu, pod zatłoczoną wiatą - przysłał swoją chudą asystentkę: Miłość. I oto chłopak, siedzący na schodku, porzucił ledwie napoczętą butelkę piwa i pobiegł w stronę dziewczyny przechodzącej przez parking.

Czesio był tym, który doświadczył cudu. Ukląkł, wziął butelkę w bezpalce ramiona i nabożnie podniósł do ust. Zdążył wypić łyk lub dwa. Wtedy ktoś się potknął, popchnął i butelka upadła. Płyn wsiąkł w wycieraczkę i było po cudzie, ale pan Czesio nie wstawał z kolan i nie odwracał oczu od plamy. - Tyle dobroci - powtarzał. Tyle dobroci.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Falowanie i spadanie

Żadna historia nie biegnie po linii prostej. Każda jest jak fala - deformuje ją przeznaczenie, ugina czas. Myśląc o miejscach, gdzie mógłbyś być, czujesz się szczęśliwszy niż kiedy tam akurat jesteś. Chciałbyś nie przespać żadnego wschodu i zachodu słońca, w przypływie desperacji wygłodzonego ducha byłbyś gotów ogolić głowę, zawinąć się w szafranowe szaty i grać na tamburynie na bazarze w Bugaju. Potem się budzisz koło południa, z głową w piasku i pieczołowicie zakrytym tyłkiem i myślisz tylko o tym, czy masz przy sobie suche zapałki, scyzoryk i komórkę.

niedziela, 21 stycznia 2018

piątek, 19 stycznia 2018

Ssaki we włosach

Ty łazęgo, ty powsinogo - obsypuje mnie inwektywami rozczochrana wierzba i dla pewności dorzuca kilka garści próchna spod konara. Nie masz tu czego szukać, nietoperzy nie ma w domu, nietoperze już śpią. Już ja wiem o tych wszystkich pomówieniach, o tych twoich wymysłach, rokitach, okowitach. A sama to żeś się nie napiła? Mazowszanki, akurat! Potem żeś kołysała biodrami i głosiła Poniedzielskiego.  A twój tatuś też nie był lepszy, niby po bożemu narwał bazi, ale nie poszedł poświęcić do kościoła, tylko postawił palemkę w oknie i jeszcze narzekał na księdza, że niby to ksiądz żałuje święconej wody, więc czy tu czy tam tak samo nie doleci. A możesz sobie powiesić i sto budek, dopasowanych rozmiarem do wszystkich nocków świata, możesz je nakierować na jakieś Mekki czy nawet najświętsze Jerozolimy, a prędzej sama zostanę dzwonnicą niż dopuszczę, że ci się zalęgnie jakiś nietoperz.
Dla równowagi namalowałam sobie gacka na ścianie, zgodnie z malarskim szablonem i profesjonalną instrukcją. Od dziś będę uważać na rozwiane kudły.


czwartek, 18 stycznia 2018

Drugi świat

Nigdy nie spotkałam tego czarnego bunkra z pancernymi drzwiami otwieranymi tylko od środka, który zabiera domy do drugiego świata. Wszystko się dzieje niepostrzeżenie, jednego dnia się zakradam, zaglądam, pstrykam, a kiedy wkrótce wracam - pusto, zaorane, zagrabione, ani śladu.
Przypuszczam, że w drugim świecie najlepiej mają się chatynki, które już dość się nacierpiały, dość naprosiły skrzypiącymi głosami o zbawienie od korników, przeciągów i wszelkiego zagrzybienia. W drugim świecie mają widoki niczym apartamentowce. Kiedy chcą, puszczają sobie dymki z komina, a przydrożne kapliczki podają im cappuccino w obtłuczonych kubkach z napisem świeża woda zdrowia doda. Żywią się samymi jaśminami i bzami, a i tak nigdy nie umierają z głodu jak trzeci świat.




środa, 17 stycznia 2018

Śnieg zimny szpieg

Są takie wieczory, kiedy przypadkiem naciskasz nieużywany przycisk w pilocie i w okamgnieniu lądujesz w samym środku jakiejś obleśnej jednoaktówki. Z nieba leją się pomyje, wszędzie kałuże, z których wypełzają pieprzone ludziki z pieprzonymi pistoletami, to napad, więc układasz się posłusznie na beżowej terakocie, a potem się budzisz i zauważasz, że akurat jest zima. Na ulicy nie ma cudzego dżipa, do którego chciałaś wskoczyć i uciec z piskiem opon, nie ma nawet ulicy, więc zakładasz kalosze i brniesz pod wiatr, kryjąc twarz przed śniegiem zimnym szpiegiem.


wtorek, 16 stycznia 2018

KARTKA Z PODRÓŻY

pociąg ze stacji do stacji przybędzie
wiem że czekasz
uwierz że to wprawia w letarg
zimny peron
światełka
zgrzyt tysięcy trybów

kierownik pociągu włączył ogrzewanie
przyjadę ale z pewnym opóźnieniem
przecież muszę jeszcze objechać pół świata
zjeść cały ten chleb
dopić setki
przyjadę

podejdę do ciebie w skrytości na palcach
dłońmi zasłonię oczy
powiem
widzisz jestem


Można rozpuścić włosy i pobiec w inny kadr, za słońcem wesołym zającem. Można przyspieszyć, kołysząc biodrami, jak wypasiona gwiazda z widmem przesuniętym ku czerwieni.


poniedziałek, 15 stycznia 2018

Loty papiloty

Moje okno ma pospolity gust. Otwiera się na najbardziej tandetne rozrywki. Obserwuje połykanie kul ognia, produkcję różowej waty, czasami gra w bilard kroplami bóg wie czego, łasi się się do kosmyków pierwszej lepszej mgły. Dzisiaj otwarło się tuż po imprezie, kiedy to skacowane, sine niebo otrzepywało się z resztek białego konfetti.
Kilka płatków spadło mi na głowę. Osiadły na pajęczynie.

piątek, 12 stycznia 2018

Ceremonia smutku

Można oddawać się, albo wpatrywać w niebieskie światełka. Kierować się w stronę świerków gubiących igły, kwiatów tracących świeżość pośród wstążek i wyrazów. Zastygać w czarnym uniformie.
Próbowałam się zabezpieczyć, zakutać, opatulić - nieskutecznie. Przemarzłam przez kilka warstw.

środa, 10 stycznia 2018

Żółty dach

Ślad dymu z komina, wąskie smugi światła. To znaczy, że przyjechała ta, która używa okiennic. Może na stałe? Ciekawość nietrudna do zaspokojenia. Można pójść i zapytać, wypić kawę. Ale nie dzisiaj. Jest za zimno, za późno i w ogóle nie w porę. Dobry czas na ostatnią kawę przy klawiaturze. Jest gorąca. Nie podchodź za blisko.


wtorek, 9 stycznia 2018

Deus deus kosmateus

Dziupla jest pusta. Jeszcze niedawno mieszkał tu czarny lud. Czasami urządzał istną zawieruchę, wypijał flaszkę skwaśniałej deszczówki, nakręcał pozytywkę z kocią muzyką i wybijał rytm, aż leciało próchno. Niekiedy, ciemną nocą, wyciągał z worka słoik przerażonych świetlików. Knuł potem nad starymi mapami, obgryzając w skupieniu brudny pazur. Pewnego dnia zniknął, ot tak, ciach luda w piach. Zapomniał spakować przenikliwe sny.


Gacie na wacie

Radio, kot, białe drzewa. Słucham muzyki. To dość miłe. Nie mogę za głośno - kot nie lubi. Ja też nie za bardzo. Najlepsza jest cisza. Zawsze najlepsze jest to, co nie istnieje.