poniedziałek, 23 listopada 2020

O NICZYM

Ładna jesień, złota. Tego co przyjdzie jeszcze nie widać. W tym co widać, nie ma niczego złego: grzyb, pleśń, pająk, robak, kołtuny zielska, cierniste zasieki. Jak ilustracja do bajki, która nawet dzieciom nie wydaje się straszna. Kartka-śmieć, na której znudzony uczeń nabazgrał kilka kresek i porzucił, a światło i ciemność zalewają ją jeszcze na przemian, do zamroczenia. Nadal tu zachodzą jakieś proste procesy. Zimny wiatr dmucha przez okienko w murze i świszcze. Wdech i wydech. Serce pęka, jak pod naporem innych światów. Za murem coś się kuli - cień tym głębszy im jaśniejsze światło. Nie, to Nic, nie trzeba się bać. Zły już tutaj był, zrobił swoje i poszedł sobie. Zły Gen, który kolejnym małym chłopcom podcinał nogi, sadzał na wózki, kładł do łózek. Operował stanowczo i metodycznie: zanik mięśni, kalectwo, paraliż. Wiadomo co dalej. Nic. Jakakolwiek przyszłość to tylko bezkresne, płaskie pole. Nieskończona pustka. Niczego nie trzeba się bać.



piątek, 13 listopada 2020

PIĄTEK TRZYNASTEGO CZYLI DZIEŃ CZARNEGO KOTA

Pewien czarny jak smoła, nawet miły Psu Brat
Olał bzdety, kuwety, cały ten ludzki świat
Z futerka, bez pośpiechu,
Wytrząsnął kupkę pechów
I zadzierając ogon – dumnie ruszył pod wiatr.
 

 

wtorek, 10 listopada 2020

CIOTKA CICHA

Coś nas dzieliło, jakiś metal,
drewno, siatka, płot. A może był to jedynie
rząd koślawych lip, pod którymi w ciepłe, słoneczne dni
lata gromadziły się
tramwaje. Te czerwone, śmierdzące
owady – postrach dziewczyn. Chłopcy
wrzucali je dziewczynom za koszule.
Bywali okrutni,
ja jednak wolałabym myśleć, że wszyscy byliśmy tacy
niepoważni.
Ciotka Cicha kiedyś też
musiała krzyczeć, kiedy tamci
bandyci z UPA przyszli i nieodwracalnie zniszczyli jej
krtań.
Czasami szeptem prosiła mnie o kilka jaj.
Przynosiła bańkę i wspólnie kręciłyśmy
pyszne lody. Zawsze dostawałam
tylko jedną kulkę. Wtedy jeszcze to nas dzieliło,
jakiś metal.