wtorek, 27 lipca 2021

Z RĘKI


Babcia Helena całowała z trwogą
stopy Jezusa i dłoń Dobrodzieja.
Moja dzielna babcia Helena,
która nie bała się krwi,
kuli, ani nawet bomby.
Przerażał ją jedynie bagnet,
bowiem bagnet rani brzuch,
a to się nie goi.
Jasna i czysta dłoń Dobrodzieja
nie mogłaby utrzymać bagnetu,
nawet kuchennego noża,
tym bardziej siekiery. Przecież trzeba
uderzyć z wielką siłą, żeby odrąbać
szczapę, albo głowę koguta
na niedzielny rosół. Zamykam oczy,
ale tylko na chwilę. Rosół z kury
z domowym makaronem. Tego smaku
nie da się zapomnieć.
Każdej niedzieli przed obiadem
dłoń Dobrodzieja zanurzała się
w kielichu. Burczało mi w brzuchu, jednak
musiałam być grzeczną dziewczynką. Nie gryźć.
Ze zranionego opłatka gdzieś, kiedyś, komuś
polała się krew. W tamten piątek
długo stałam w kolejce po chleb.
Pekaes uciekł, a bruk pod kościołem
był w sam raz do zabawy
w klasy. Nadal jest. I ja nadal bywam
tamtą grzeczną dziewczynką. Jasna i czysta
dłoń Dobrodzieja sprawdza pod bluzką,
jak mi leży na sercu odpustowy medalik.
Rani brzuch. Jest niedziela,
Babcia całuje stopy Jezusa.
Zamykam oczy i choćbym chciała
już nie potrafię ich otworzyć.
Jakieś palce tłuką o moje usta, zęby, dziąsła
i kładą mi na języku
ochłap mięsa. Pachnie krwią.