Czasem myślę naiwnie, że jestem gdzieś sama. Że Stwórca ma akurat wyłączony monitoring, przerwę konserwacyjną, chwilową awarię zasilania. A jeżeli nawet ma mnie na podglądzie, to w samym rogu, w najmniejszym okienku. Że potrzeba by mu okularów, a te zostały na blacie w kuchni, jak sobie wyszedł na chwilę, żeby sobie zrobić rozgrzewającą herbatkę z imbirem.
Tak więc czasem myślę, że jestem gdzieś sama, nawet komórkę mam wyłączoną, żeby mi tu nie pikała jakimś tajnym morsem, nie rozsyłała selfie, nie zdradzała numerów. I tak sobie mogę beztrosko popełniać dowolne faux pas, szurać nogami jak emerytka, pociągać z plastikowego gwinta wodę zaprawioną długą listą E-czegośtam. Potem dowolną ilość razy skręcać w krzaczki bez obaw, że ktoś podejrzy ten intymny proceder, no może kleszcz, ale na niego mam sprej, więc może mi naskoczyć.