czwartek, 11 lipca 2019

BIEDRONECZKO LEĆ DO NIEBA


Zła biedronka. Niby nogi ma jak nogi, a skrzydła jak skrzydła, ale liczba kropek dowodzi niezbicie, że to intruz, najeźdźca, bezwzględny kolonialista, azjata od siedmiu boleści. A przecież przed chwilą sama tu byłam, co najwyżej z kurzem w zakamarkach, a tu nagle jakieś światów obcowanie, złego objawienie, żywot obcy, ament. Albo my, albo one - chyba jakoś tak sformułował to w telewizji Najjaśniejszy. Albo my, albo one - przypominam Bogu, który z ziemią pod łokciem siedzi na obłoczku. Chcę postąpić właściwie. Najlepiej uderzyć kamieniem, kilka razy. Czubkiem buta wykopać dołek na śmierć. Zasypać, zapomnieć. Najlepiej, żeby gleba była kamienista i sucha. Można też użyć słów. Leć do nieba – powiedzieć i zaczekać aż zniknie na zawsze. Jeszcze przez jakiś czas odnajdywać w pamięci jej otwarte ciało. Dziwny spokój, że będzie co będzie. I nie bać się nawet, że tak będzie zawsze.