środa, 24 listopada 2021

SPADŁ PIERWSZY ŚNIEG

 Zupełnie mnie ten listopad nie dołuje, wręcz przeciwnie. Drogi są nareszcie ubite i twarde, wolne od letnich wykrotów i wądołów, a las spolegliwie rozstępuje się na boki, odsłaniając ugładzony płat ziemi. Lubię ten rytm: równe ruchy ramion, uderzenia butów o podłoże. Są jak mantra, wprowadzają w amok, w trans. Przeszłość kolonizuje moją pamięć niczym jakiś nadzwyczaj żywotny grzyb. Wystarczy kropla wody, błysk światła raz na jakiś czas, a wspomnienia zaczynają pęcznieć, mielą się, tasują, wysypują się z przetrwalników jak zarodki. Najlepiej przechowują się rzeczy błahe, marginalne, z pozoru mało ważne. Niekiedy pojawia się myśl o tej intymnej fizjologii, do której w gruncie rzeczy sprowadza się miłość, a wtedy dłoń unosi się i zabawnie układa na wysokości serca. Palce wyczuwają jedynie płaski, rozchybotany guzik. Nie szkodzi. Nie muszę czegoś dotknąć, by poczuć, że to mam.