O zmroku ścieżka tańczy. Bo pięknie jest - dookoła las i błoto. Pewnie
mogłaby się zapaść wgłąb jakichś czerni, gdyby nie dywanik lodu, niosący
ją nad powierzchnią. Dobrze jest tak zanikać i znowu się pojawiać, w
chłodnym świetle, od którego na włosach układają się białe pasemka.
Balansować na zakrętach, na czubkach kruchych palców, na zgrubiałych
piętach. Zgrabnie omijać szczeliny, w których pełza beztroskie robactwo.
Okrążyć wszystkie kontynenty i gdzieś na końcu świata nareszcie
zatęsknić. Zanim ruszą dzikie zwierzęta. Zanim się przetoczy kolejne ze
stada słońc.