wtorek, 30 stycznia 2024

O MORZACH I OCEANACH

Chłopak, którego imienia nie mogę sobie
przypomnieć,
pokazał mi łódkę z kory.
Po wielu latach, na Naszej Klasie
napisał mi, że to była
miłość.

Wydawała się lekka, zamszowa
w dotyku, doskonała. Tego dnia,
siedząc w szkolnej ławce zrozumiałam:
nie

wystarczyło powiedzieć: daj, proszę, albo
wybąkać jakieś bzdety. Milczałam.

W tamtych odległych czasach
słowa pączkowały gdzieś w okolicy
wyciętych migdałków, odpustowych balonów
i nie mogłam wycisnąć ich na odwrotną stronę,
chociaż zbierałam całą odwagę.

Wzięłam sprawy w swoje ręce. Tak

poznałam nieprzydatność próchna,
zajadły opór drewna,
tępotę kuchennego noża. W akcie
kapitulacji złożyłam pierwszą

łódkę z papieru. Wkrótce z zapałem
wodowałam kolejne arkusze Trybuny Ludu,
kolejnych towarzyszy, papieży,
normy i plany pięcioletnie.

Łódki krążyły w wolnym nurcie,
by po chwili osiąść na mieliźnie.
Tutaj, na tej rzeczce, pod mostkiem.
Z daleka od mórz i oceanów.


 

niedziela, 21 stycznia 2024

CZAS BLUŹNIERSTW

 

"Do wydawnictwa Prószyński kierowane są protesty w związku z książką "Chrześcijaństwo. Amoralna religia". "
"Maile uniemożliwiały prace wydawnictwa"
"Powstrzymaj to bluźnierstwo! Skandaliczna książka wyd. Prószyński Media" 
 
Przyznaję, że mam problem z pojęciem bluźnierstwa. Rzecz jasna znam definicję: «słowa uwłaczające temu, co jest przez religię uznane za święte», ale tego nie czuję. Mogę sobie wyobrazić, że są ludzie, którzy odczuwają bluźnierstwo bardzo dotkliwie - zapewne ci, którzy wierzą w Boga, Świętą Księgę, Święty Kościół Powszechny, jak i ci, którzy z wiary żyją.
 
Może nie wszyscy protestujący przeczytali książkę. Ja przeczytałam z umiarkowanym zainteresowaniem dla treści i przedmiotu rozważań, ale z ogromnym uznaniem dla wiedzy i krytycznego myślenia autorów.
 
Otworzyłam książkę na przypadkowej stronie 138. Zdjęcie prezentuje przykład tych bluźnierstw.

 

 

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,30616035,wielka-akcja-oburzonych-katolikow-sparalizowali-prace-wydawnictwa.html?fbclid=IwAR2F34Q_xUHdzbxzfFPoFYC2vnc97M87jdoMzabVmij92GbFIke26Mth5bw#s=BoxOpMT


piątek, 19 stycznia 2024

ZATRUTA STUDNIA


Byliśmy dziećmi słońca. Z pierwszymi promieniami dnia otwieraliśmy oczy, od razu wybudzeni, od razu gotowi, aby żyć. Potem żyliśmy, długo i niespokojnie, aż do zmroku. Noc odbierała nam wzrok, siły, odwagę, a nawet pewność, że świat ciemności naprawdę istnieje, że krążą nad nim te same samoloty, te same obłoki i cały ten wszechświat. W zamian dawała zjawy, mary, iluzje i sny.
 
Czarny Stasiek i Rudy Jerek mieli swoje sposoby na to, żeby człowieka porządnie wystraszyć: Stasiek wiedział jak snuć opowieść, żeby słuchacz nie znudził się, nie zabrał swojego scyzoryka i nie pobiegł za Mućką, która akurat wlazła w szkodę: modulował głos, marszczył czoło, wytrzeszczał oczy, pienił się i pluł, unosił wargi, ukazując nadpsuty ząb. Jerek natomiast umiał się bać; w okazywaniu strachu Jerek osiągał niedościgłe wyżyny: zwijał się, trząsł, zatykał uszy, wstrzymywał oddech, purpurowiał i siniał w rytm słów przyjaciela. 
 
Stasiek był jak wielka i przepastna studnia, do której nie powinno się zaglądać, żeby nie obudzić drzemiących w niej upiorów, ale i tak każdy tam zagląda, bo chce sprawdzić, czy nie dostrzeże jeszcze czegoś, oprócz dziurawego kalosza i wiadra. W mrocznych głębiach Staśka zalegały opowieści o najstraszliwszych wydarzeniach, o najokropniejszych zjawach i stworach, które pod osłoną nocy prześladowały naszą wieś. Bo może dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale w tamtych osobliwych czasach, w długich latach naszego dzieciństwa, najczarniejsze czernie przetaczały się przez nasze podwórza, kamieniste drogi i piaszczyste pobocza, przez nasze strychy, chlewy, stajnie i obory. Frankenstein? Co prawda wrzeszczeliśmy z zapałem w ciemnej klasie, przed ekranem nowego, szkolnego telewizora, ale film o wykopaniu i ożywieniu trupa, w porównaniu z opowieściami Staśka, wydawał się łagodną, dziecięcą usypianką.
 
-Dziś w nocy Prokurat latał aż na Maciejów - szeptał Stasiek. Oczy miał czerwone i tarł je brudnymi paluchami. Połowę nocy przesiedział przy oknie, bo bolący mleczak nie dawał mu spać. Wsadził sobie do dziury kawał proszka z krzyżykiem, później główkę goździka, takiego śmierdzącego, jaki matka wrzuca jesienią do słoja marynowanych śliwek. I już miał zamiar położyć się do łóżka, kiedy usłyszał, że ktoś skrada się drogą. Przodem szedł długi, czarny cień, za nim czarny kot z podniesionym ogonem, za kotem chudy mężczyzna w czarnym garniturze, z dwiema bańkami wody przytroczonymi do ramion. Piszczały mu te bańki, citały, ale żaden pies we wsi nawet nie warknął, nie zaszczekał. Reksy i Burki leżały cicho w swoich budach, na swoich łańcuchach, jakby je Prokurat zaczarował.
 
Bałam się bólu mleczaka. Natomiast Prokurata bałam się mniej. Wierzyłam w niego tak, jak się wierzy w zmory, w strzygi, we wszystkie te przeklęte zjawy, które pojawiają się tylko nocą, które spienionym koniom zaplatają grzywy, a ludziom siadają na piersiach z taką siłą, że nie da się ani zaczerpnąć powietrza, ani krzyknąć, ani nawet usiąść na łóżku. Nikt jeszcze nie widział takiej zmory, nie umiał powiedzieć, czy jest młoda czy stara, szkaradna, czy piękna jak wróżka. A jednak nie było we wsi nikogo, do kogo by chociaż raz w życiu nie przyszła ciemną nocą i nie usiadła na piersiach. A im bardziej człowiek się boi, tym ona mocniej gniecie, z tą większą zawziętością wyciska życie z ciała. A kiedy już się komuś wydaje, że już nigdy nie zdoła zaczerpnąć powietrza, kiedy dostrzega śmierć i powoli się na nią zgadza - zmora znika. Może taka zmora żywi się ludzkim strachem, a może i ona boi się śmierci.
 
Prokurat się bał. Szpiedzy i bandyci, hitlerowcy, komuniści, partyjniacy wszelkiej maści, nieustannie nastawali na jego życie. Byli wszędzie - odbijali się w szybach okien, w kałużach, w czeluściach studni. Znali każdą dziurkę w jego domu, każdą szczelinę, jak krety i nornice ryli swoje labirynty, tajne przejścia, sekretne korytarze, wciskali się przez szpary w drzwiach, przez komin, przez mysie nory. Rozrzucali truciznę, rozpylali gaz. Woda w studni Prokurata była zatruta i nie mógł z niej korzystać. Nocą krążył więc po wsi, obserwował okna, a kiedy już widział, że zgasły wszystkie lampy, zakradał się na obce podwórka i czerpał z cudzych cembrowin. Każdej nocy zmieniał studnię, nikogo nie pytał o zgodę, nigdy nie uprzedzał - to był jego sposób, żeby wyprowadzić prześladowców w pole. Czasami ktoś go przyłapywał na tym czerpaniu, na tym ciąganiu baniek po ciemnych, wiejskich drogach; potem wyśmiewał to jego szaleństwo, albo i nie wyśmiewał. 
 
Dzisiaj już się domyślam, że to on był tym indiańskim szamanem, którego widziałam z okna domu babci. Odwiedził nas owej księżycowej nocy, kiedy i mnie bolał mleczak i ja również nie mogłam spać. Skryta za szydełkową firanką, odrętwiała z przejęcia obserwowałam, jak wyciągał kulką wodę z naszej studni, a wieczorny wiatr rozwiewał mu pióropusz siwych włosów. Nasza Łajka spała spokojnie. Nie szczekała.
 
Przestraszyłam się Prokurata znacznie później, kiedy go zobaczyłam w świetle dnia. Na skraju wsi, w pewnej odległości od szosy, rosła kępa dziwacznych zarośli. Stasiek kręcił się tam wieczorami, a raz kiedyś, w środku dnia, wybiegł spośród tego kłębowiska z kiścią białych winogron. Nigdy jeszcze nie jadłam winogron, ale Jerek zapewniał, że są słodkie. Szłam za nim wąską, ledwie zaznaczoną ścieżką. Czułam lęk i wielkie wzburzenie, jakbym trafiła do bajki o Jasiu i Małgosi. Miejsce wydawało się niezwykłe. I nawet się specjalnie nie zdziwiłam, kiedy spośród kęp krzaków, plątaniny pnączy i potężnych wałów ziemi - wyłoniła się chatka, kryta strzechą. Obcy mężczyzna i nieznajoma kobieta przyglądali mi się z wrogością. Na czarnej pokrywie zatrutej studni wylegiwał się czarny kot. 


środa, 17 stycznia 2024

THE MIRACLE CLUB


"Organizują publiczne męskie różańce, które są nie tylko modlitwą, ale również manifestacją siły" - mówi dla Onetu Jarosław Makowski, teolog i filozof.
Ulice Ełku zapełniły się około 4 tys. członków męskiej wspólnoty Wojownicy Maryi. W weekend zorganizowano procesję różańcową. - Wprost.

Mam więcej pytań, ale niech pozostaną tylko takie:

1. Czy manifestację na 4 tysiące osób można nazwać procesją?
2. Czy manifestacja na 4 tys. osób, nazwana procesją, wymaga jakiegoś zezwolenia?
3. Czy organizacja, która wymaga od swoich członków przejścia przez formację, zdania egzaminu oraz przystąpienia do uroczystego aktu Pasowania Mieczy, nie jest aby bojówką?
4. Czy organizacja, która wpuszcza tylko mężczyzn, ma prawo domagać się od kobiet zaufania i innych pozytywnych reakcji?
 

 
 
Byłam dzisiaj w kinie na "Klubie cudownych kobiet". Spodziewałam się komedii, a zryczałam się jak bóbr. Film, którego akcja rozgrywa się w Irlandii w roku 1967 - to dramat o samobójstwie, żalu, kłamstwach, depresji, aborcji, przecinających więzi rodzinne kłótniach, których oczywistym i jedynym racjonalnym źródłem jest patriarchat oraz presja społeczna, rozkwitające na żyznym gruncie katolicyzmu.

niedziela, 14 stycznia 2024

Z CYKLU: A U NASZ NA WSI


Sypie śnieg, niezbyt gęsty. Pomarańczowe światła pulsują na dachach piaskarek i spycharek, na drodze tworzy się korowód aut, które częściowo blokują ruch, ale kierowcy pokornie zdejmują nogę z gazu i wzdychają z wyrozumiałością, a nawet z uznaniem, bo przecież pada śnieg, drogowcy się mobilizują, to wszystko dla naszego dobra, wszyscy to rozumiemy i popieramy.

Korowód sunie i znika za zakrętem, ale droga pozostaje biała i grząska. Pługi nie spychają śniegu, piaskarki nie rozsypują piasku. Bo taki śnieżek, to nie śnieżyca, wszystko zaraz i tak samo się roztopi. Można podnieść wyżej łapy spycharek, zamknąć spusty piaskarek. Będzie szybciej i taniej. Ale happening być musi. Czemu służy - do końca nie wiadomo. Czy aby na pewno?
 

czwartek, 11 stycznia 2024

SKARPETA ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA


Pamiętam maturę i uroczystą przysięgę: Nigdy więcej! Od dzisiaj żadnych dat, żadnych królów, bitew i wojen! Jeżeli historia, to "Egipcjanin Sinuhe", "Rzeźnia Numer Pięć" itp. I bym nie sięgnęła po prezentowaną dzisiaj lekturę, bo to historyczna książka-cegła, napisana ponadto przez zdeklarowanego chrześcijanina, gdyby mi jej nie przyniósł Święty Mikołaj. Ale przyniósł i sięgnęłam.
 
Tekst książki dowodzi wielu ciekawych tez, na przykład takiej, że katolicyzm nie mógłby się utrzymać, gdyby nie upadek kultury antycznej i zanik umiejętności czytania Biblii, jak również poddaje w wątpliwość, czy by w ogóle przetrwał, gdyby władcy nie zaprosili do swoich państw kościelnej Inkwizycji.
 
Katolicyzm jest religią wymarzoną do tworzenia "sojuszy tronu z ołtarzem", gdyż jej ideą jest krzewienie posłuszeństwa jako cnoty najwyższej; bronią zaś - umiejętność budowania lęku przed karą za brak posłuszeństwa. Posłuszeństwo i straszenie wiecznym potępieniem. Znamy to, znamy, nie tylko z religii, kto czytał Biblię, ten wie. Tyle że w tym miejscu związki katolicyzmu ze Świętą Księgą znacząco się rozluźniają.
 
Dla takiego laika jak ja, Inkwizycja - to palone na stosach, ku uciesze gawiedzi, dziewczyny z ludu, oskarżone o czary. Tymczasem Święty Urząd nie interesował się plebsem. Niższe warstwy społeczne miały obowiązek uczestniczyć czynnie w obrzędach i sakramentach, ale w dni powszednie, między pańszczyzną a dziesięciną, mogły sobie wierzyć, w co chciały. Starzy bogowie, duchy nieczyste, strzygi i inne pogańskie zjawy mogły miotać nimi bezkarnie po kątach ich kurnych chat. 
 
Ale gdy komuś z możnych tamtego świata zdarzyło się zapomnieć i zjeść w piątek boczek z cebulą? Auć! Niewierny miał już "z górki": więzienie, konfiskata mienia, autodafe (publiczne wyznanie win) wypędzenie, niekiedy stos. Dominikanie, czyli Psy Pana, czyli Inkwizytorzy, mieli doskonały węch i wyćwiczoną umiejętność tropienia bezbożników. I dużo miejsca, za murami klasztorów, na gromadzenie odebranych heretykom dóbr. 
 
Po co Inkwizytorom tyle majątku, tyle ziemi, złota, sreber i łyżek z brylantami? A po co współczesnym biskupom takie wystawne, kapiące złotem pałace?
W odpowiedzi przepiszę kilka danych z książki: "Kosztorys autodafe, które odbyło się 29 marca 1655 roku w Kordobie: Na krzesła, poduszki i baldachimy dla "panów inkwizytorów" wydano 273 326 maravedii, za pozłocenie ich lasek zapłacono 100 606. Drzewo potrzebne do spalenia heretyków kupiono za 1 020 maravedii." Pomyślałam sobie, że tkacze baldachimów i złotnicy od lasek poczynili tego dnia poważny krok na drodze do herezji. Wszak niejeden możny biskup, czy nieostrożny Inkwizytor, już przetarli ten szlak.
 
Autor dowodzi, że Inkwizycja upadła, gdy skończyli się bogacze, których można było nawracać. Ponadto wracała umiejętność czytania. A wraz z Guttenbergiem i jego drukiem, przyszło największe zagrożenie dla Kościoła Katolickiego: na czarnym rynku pojawiła się Biblia.
 
Książka jest gruba, wątków ma wiele. Autor opiera się na stu pięciu źródłach. Dołączam zdjęcie okładki i strony, z której pochodzi cytat. Lektura zajęła mi tydzień. Życzę Państwu powodzenia.

 



wtorek, 9 stycznia 2024

STARY DOBRY NUMER

 

Nightwish  "The Phantom Of The Opera" with lyrics

OJ TAM, OJ TAM

 

Gerlach ma tę zaletę, że o rzeczach trudnych i ważnych potrafi pisać lekko i przystępnie, a lektura jego felietonów jest na tyle strawna, że nadaje się do zagryzania porannej kawusi.

Tymczasem kończę czytać fajną akademicką książkę-cegłę, z której wynika niezbicie, że w krajach katolickich, z zasady(!) czczenie tradycji przedkładane było nad czczenie biblii. Co więcej - samo czytanie Pisma Świętego uznawane było za herezję i zakazane przez wszystkich kolejnych papieży, od Grzegorza VII począwszy, a na Leonie VIII skończywszy. To niemal dziewięć wieków zakazu czytania Biblii pod karą ciężkiej pokuty, wywłaszczenia, wypędzenia, a nawet uwędzenia na stosie, o wyklęciu i wysłaniu do piekła na wieczne potępienie nie wspominając.

P.S. Że też niektórzy tracą czas na przetrząsanie zakurzonych gablotek. Jak czegoś nie wiesz - spytaj wielebnego, on będzie wiedział najlepiej, c'nie?

poniedziałek, 8 stycznia 2024

WSKAŻ JEDNĄ RÓŻNICĘ

 "Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz — wejdzie ci w nawyk
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy."
(Elizabeth Bishop, Ta jedna sztuka)

 



 

poniedziałek, 1 stycznia 2024

2024

 

Wszedł Nowy Rok z szampanem i wesołą miną,
Sypnął śniegiem na pola i Hutę Gruszczyno,
Na tych, którzy tańczyli i tych co już spali.
Podziękował tym wszystkim, którzy nie strzelali.