wtorek, 23 czerwca 2020

Z MIEDZY

Mokra ziemia, po deszczu. Żadnych muszek, pyłków, pająków, nic nie wiruje, niczego nie przesłania, nie zaciemnia. Jeszcze można przyjrzeć się tym polom, przez które prowadzi ścieżka do siebie. Zawsze toczyło się tędy jakieś życie: purpurowe wieczory, koła chłopskich furmanek, rozsypane ziemniaki, nawóz, ziarno. W trzydziestym dziewiątym przetoczył się front. A po wojnie przetoczyła się tędy biała kula ognia. Moi rodzice ją widzieli. Mówili że to fosfor i że tak się przepala przelana krew. Pora jest późna, ale jeszcze można się oddalić. W rozpiętej koszuli, w zakurzonych gumiakach, wejść między żyto a owies, kukurydziane zagony. Spod chmur wciąż bije taki blask, że trzeba zamknąć oczy.

czwartek, 11 czerwca 2020

BURZA

Esy floresy abrakadabra. Manifestacja ciemnej strony nieba: stal, rdza, kilka groźnych pomruków i biblijny potop w skali mikro. Więcej nie pamiętam. Budzi mnie gołąb, kiwająca na mnie z okna wiotka gałązka świtu. Teraz mogę się wygrzebać, wyłuskać, wydostać. Jeszcze tylko łyk kawy, pszczeli taniec w cienistym pokoju. Trzeba się spieszyć, zdążyć, jest późno, najwyższy czas. Wchodzę w mgłę, już rozproszoną, niepewną. Wystarczy lekki oddech, by wprawić ją w panikę. W mgłę wygrzebują się zwierzęta: pancerne jaszczurki, kolorowe ślimaki podobne do cukierków. Słyszę chrzęst miażdżonych przez szczęki muszelek. Poza tym cisza. Nie ma słów, nic się nie wydarza. No właśnie: co mogłoby się wydarzyć?