sobota, 30 marca 2024

ZNALEZIONE W DYKTAFONIE. TRZY KOSZYKI I ŚWIĘCONKA

 

"-W sobotę to już były święta. Wszystko było pomyte, posprzątane, krowy z samego rana podojone, świnie obrządzone, ptactwu dane. Ojciec z rana zagniatał kluski, matka gotowała czarninę. Potem matka rozkładała stół w kuchni...
-W kuchni, nie w pokoju?
-W kuchni. Stół nakrywała białym obrusem, a na tym stole układała wszystko, co było przygotowane na święta: szynki, kiełbasy, ryby, galarety, kury nadziewane, kaczki, baby wielkie, o takie wyrośnięte, serniki, jaja, chleby, kiedyś był nawet prosiak z jabłkiem w pysku, ale zanim ksiądz przyjechał, to Stasiek wydłubał mu to jabłko i zjadł.
-Na pewno Stasiek?
-A kto by inny? Stasiek już taki był. A później to już żeśwa wyglądali na księdza.
-Ksiądz sam przyjeżdżał?
-Przyjeżdżali bryczką w trójkę: ksiądz, organista i kościelny.
-Zajeżdżali do wszystkich gospodarzy?
-A gdzie tam! Z naszej wsi, to zajeżdżali tylko do nas i do Stasiaków.
-A inni nie święcili pokarmów?
-Inni zapierdzielali z koszyczkami do Daniszewa. Ha ha ha.
-Czy ksiądz długo u was siedział?
-A gdzie tam! Pokropił, pomamrotał, nam kazał się przeżegnać, Zygmunta przepytał z "Ojcze nasz", wziął swój koszyk i pojechał.
-Koszyk?
-Tak! Bo matka szykowała trzy koszyki: największy dla księdza, średni dla organisty, a najmniejszy dla kościelnego. Było w tych koszykach to samo co na stole, tylko kawałki większe albo mniejsze.
-Pościliście do wieczora?
-A gdzie tam! Jak tylko ksiądz wyjechał, żeśmy szybko przenosili wszystko do ziemianki, żeby się nie zepsuło, żeśwa rozstawiali krzesła i na stół wjeżdżała czarnina!"
 
P.S. Cieszę się, że zdążyłam nagrać kilka rozmów z Tatą.
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz